Weneckie domki

Gilowice 2005  



   







W środę 3 sierpnia mieliśmy wyjechać na 42. Tydzień Kultury Beskidzkiej. Nic z tego. Po południu Gilowice nawiedziła olbrzymia nawałnica jaką nie pamiętali najstarsi górale.
Z nieba spadały olbrzymie ilości wody, grzmiały błyskawice, a silny wicher przewracał wszystko co było na zewnątrz.
Domek dziewcząt okazał się dziurawy jak sitko. Woda strumieniami wlewała się do wnętrz. Sytuacja zaczynała być nieciekawa, ... a może właśnie ciekawa.
 








   







Front robót ustalono następujący: Patrycja Molik (kierownik dołu) zabezpieczała parter z kilkoma dziewczętami i chłopcami, a Anna Baranowska (kierownik góry) kierowała akcją na pierwszym piętrze.
W ruch poszło wszystko co było pod ręką: ścierki, szmaty, wiadra, szufle, gąbki, koc, a nawet kąpielówki.
 








   







Daria Bidzińska pokazuje co można zrobić za pomocą takiej gąbką.
Producenta gąbki z oczywistych względów nie podajemy.
 








   







Wejście balkonowe zabezpieczają rodzeństwo Klaudia i Rafał Baran. To ich ofiarność uratowało ten rejon przed zalaniem.
 








   







Patrycja Molik dwoiła się i troiła, raz na dole, raz na górze. Jak za dawnych lat wykonała 200 % normy.
Na zdjęciu od góry: Patrycja Molik, Joanna Baranowska i Klaudia Baran.
 








   







Angelika Cieślik, wręcz idealna kandydatka na przyszłą żonę. Jednym kibelkiem potrafiła zatrzymać całą nawałnicę, by następnie w pięć minut wypucować parter na błysk.
 








   







Jasiu Urbańczyk przy takiej powodzi od razu ubrał kąpielówki. Przezorny zawsze ubezpieczony.
 








   





Młodzi bohaterowie w komplecie.
Stoją od lewej: Natalia Hanzel, Agnieszka Harazim, Anna Baranowska (kierownik góry), Maciej Wszołek, Patrycja Molik (kierownik dołu), Klaudia Baran, Daria Bidzińska, Angelika Cieślik i Michał Słupski.
Klęczą od lewej: Mateusz Cupiał, Rafał Baran, Jan Urbańczyk.
 








   





Natomiast sytuacja u chłopców w zielonym domku była pod kontrolą.
 








   





Było smutno, a chłopcy nie mieli właściwie nic do roboty.
 








   







W siatkówkę już nikt nie chciał grać.
 



Powrót